Jak kogut wygrał z diabłem

07-12-2010 12:55

Było to dawno, dawno temu, jeszcze w pogańskich czasach, kiedy na Wietrznej Górze szumiał ogromny dębowy las. Na jego skraju miejscowi odprawiali pogańskie praktyki oraz palili ognie, widoczne nawet z drugiej strony Wisły. Kiedyś, przelatywał tędy diabeł i bardzo mu się owe ognie spodobały. Rankiem, gdy się rozwidniło i zobaczył tak cudną okolicę, postanowił tu zamieszkać na dłużej, bo okrutnie mu to wszystko przypadło do diablego serca. Najbardziej zachwyciły go wąwozy oraz dębowe i modrzewiowe lasy (bo wtedy rosło na granicznikach dużo modrzewi), więc diabeł poczuł się tu jak w siódmym … piekle, oczywiście! Zamieszkał w dębowym lesie, w jamie wąwozu. Z czasem miał coraz więcej roboty, bo leżące u stóp Wietrznej Góry miasteczko zaludniało się coraz bardziej, więc było kogo kusić. Kiedy pobudowano klasztor, zmienił lokum – wylazł, acz bardzo niechętnie, z wąwozu i zamieszkał na dnie klasztornej fosy.

Pewnego dnia zobaczył w miasteczku pięknego, tłustego, zadowolonego z życia kazimierskiego koguta – złapał go i zjadł ze smakiem. I wtedy przepadł z kretesem! Kogut tak mu zasmakował, że teraz jadał już tylko koguty, więc wszystkie w miasteczku, a potem całej okolicy, znalazły się w ogromnym niebezpieczeństwie. Szczególnie upodobał sobie te czarne (wiadomo, dlaczego – bo w jego ulubionym diabelskim kolorze), z czerwonymi strojnymi grzebieniami. Przyszedł jednak czas, gdy w całej okolicy został jeden jedyny – ostatni kogut. Był czarny, stary, mądry i bardzo sprytny. Postanowił przechytrzyć koguciego prześladowcę i w upatrzonej wcześniej kryjówce schował się, w towarzystwie młodej, urokliwej, kazimierskiej kury. Zrobił to tak skutecznie, że nawet diabeł, z całą swoją diabelską mocą, nie był go w stanie odnaleźć, mimo że przetrząsał wszystkie drewniane kazimierskie zagrody, okoliczne lasy oraz zarośla w całej okolicy. Kogutowi pospieszyli jeszcze z pomocą ojcowie reformaci. Dość już mieli diablego panowania! Poświęcili diablą norę i wszystko wokół. Kiedy diabeł powrócił z bezowocnych poszukiwań, nie mógł znieść zapachu święconej wody, więc uciekł szybko, gdzie pieprz rośnie. Kiedy już wszystko ucichło i nad miasteczkiem wstało wesoło słońce, ostatni czarny kazimierski kogut wyszedł z ukrycia, aby zbudzić miasteczko donośnym pianiem. Dumnie spacerował ulicami, strosząc swe piórka. Wszyscy witali go z uśmiechem. A kogut bohater dziarsko zabrał się do odbudowania kurzo-koguciego stadka. Na pamiątkę tego wydarzenia i dla oddania czci jego zdrowemu rozsądkowi oraz sprytowi w ratowaniu koguciego gatunku, zaczęto w Kazimierzu wypiekać koguty z drożdżowego ciasta. I piecze się je aż do dziś.

Fakty

Zdaniem badaczy, na przykład Jadwigi Teodorowicz-Czerepińskiej, autorki monografii o Kazimierzu Dolnym, w miejscu, gdzie dziś na Plebaniej Górze (do XVII w. Wietrznej Górze) wznosi się kaplica św. Rocha i Sebastiana, istniał głęboki dół, a na jego miejscu grób, gdzie w czasach pogańskich składano demonom ofiary z czarnego koguta. Jak było w zwyczaju, w każdym prawie miejscu kultu pogańskiego, wystawiano w późniejszych wiekach kaplice lub kościoły. W miejscu kultu czarnego kazimierskiego koguta, podczas budowy tutejszego kościoła (1589), wybudowano zakrystię, później zamienioną na kaplicę. Obok stała wieża (rozebrana 1680), na której czuwała niegdyś straż miejska. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że stanęła ona dokładnie w tym miejscu, gdzie kiedyś płonęły pogańskie ognie, które wypatrzył legendarny diabeł.

Joanna Wacława Niegodzisz: Kazimierz Dolny w 3 dni /. - Warszawa : Sport i Turystyka - Muza, 2006.